W 2005 roku prezesi banków chcieli zakazania udzielania kredytów we frankach

Już w 2005 roku prezesi największych banków debatowali nad zagrożeniami związanymi z kredytami walutowymi. Jak wynika z przygotowanej przez Prezesa Związku Banków Polskich Krzysztofa Pietraszkiewicza „Białej księgi kredytów frankowych w Polsce” środowisko bankowe było jednym z pierwszych, które apelowało o zakaz udzielania takich kredytów. Jak to się stało, że w latach 2006-2010 cieszyły się one ogromną popularnością, a doradcy kredytowi rzadko wspominali o związanym z nimi ryzykiem walutowym?

Krótka historia kredytów frankowych

W 2005 roku sytuacja materialna społeczeństwa stawała się coraz lepsza, a złoty umacniał się. 1 kwietnia 2004 roku Polska stała się członkiem Unii Europejskiej. W świetle ówczesnej polityki wejście do strefy Euro wydawało się jedynie kwestią czasu. W tak sprzyjających warunkach gospodarczych rósł popyt na mieszkania. Dodając do tego fakt, iż kredyty mieszkaniowe w PLN miały roczne oprocentowanie sięgające nawet 20%, trudno się dziwić wzrostowi popularności kredytów walutowych. Tym bardziej, że według prognoz specjalistów po wejściu Polski do strefy Euro, które wówczas wydawało się pewne, ryzyko kursowe miało być właściwie nieistotne.

Kredyty mieszkaniowe w walutach obcych były początkowo denominowane zwykle w dolarach i euro. Dopiero w kolejnych latach na popularności zyskały kredyty frankowe, których oparte na LIBORze oprocentowanie było zdecydowanie niższe niż kredytów w innych walutach.

Przykładowo oprocentowanie kredytu mieszkaniowego zaciągniętego w 2005 roku na kwotę 250 tys. zł na 30 lat w PLN wynosiło ok. 5,3%, w Euro 3,1%, zaś we frankach szwajcarskich 1,8%. W przełożeniu na ratę kredytobiorca stawał przed decyzją, czy będzie płacił prawie 1400 zł w PLN, 1100 zł w Euro czy 930 zł w CHF. Widząc to zestawienie nie mamy wątpliwości: tańszy o niemal 500 zł na racie kredyt we frankach był znacznie atrakcyjniejszą cenowo propozycją niż kredyt w rodzimej walucie. Co więcej niskie raty zwiększały też zdolność kredytową w przypadku kredytów w CHF.

„To zatem głównie sprzyjające otoczenie makroekonomiczne, wysokie stopy procentowe kredytów złotowych i wysokie stawki najmu mieszkań sprawiły, że kredytobiorcy przedkładali kredyty we franku szwajcarskim nad inne.” – czytamy we wstępie do „Białej księgi”

Stanowisko prezesów banków odnośnie kredytów walutowych

Jesienią 2005 roku powołany został zespół roboczy złożony z przedstawicieli banków. Ich celem było wypracowanie wspólnych propozycji rozwiązań legislacyjnych, które mogłyby ograniczyć rosnący udział kredytów walutowych na polskim rynku. Brano pod uwagę cztery rozwiązania:

Opcja I: Wprowadzenie jednolitego standardu informacyjnego przy udzielaniu kredytów walutowych

W ramach procedur bankowych miałyby się znaleźć zasady szczegółowego informowania klientów o ewentualnych konsekwencjach kredytów walutowych oraz o ryzyku kursowym. W umowach planowano wprowadzuć klauzule potwierdzające, że klient został poinformowany o ryzyku oraz jest go świadomy. Jako wadę tego rozwiązania wskazano brak efektywności w przypadku wystąpienia kryzysu walutowego.

Opcja II: Wprowadzenie ujednoliconych, zaostrzonych parametrów produktowych i/lub zasad oceny zdolności przy udzielaniu kredytów walutowych

Ujednolicenie dopuszczalnych parametrów maksymalnego ryzyka miałoby dotyczyć takich cech produktu, jak kwota kredytu czy okres kredytowania itd. W przypadku tej opcji odnoszono się również do metodyki oceny zdolności kredytowej. Zaproponowano m.in. wprowadzenie zaostrzonych zasad oceny zdolności kredytowej, ograniczenie możliwości udzielania kredytów walutowych do osób zarabiających w walucie obcej lub określenie minimalnego poziomu dochodów.

Zaletą tej opcji byłaby możliwość oferowania ryzykownych kredytów walutowych jedynie wybranym grupom klientów, co zmniejszyłoby ryzyko ponoszone przez banki. Wśród wad tej propozycji wymieniano duże prawdopodobieństwo powstania produktów, które umożliwią obejście ograniczeń.

Opcja III: Wprowadzenie limitu na finansowanie w walutach wymienialnych

Miałoby polegać na ograniczeniu wolumenu kredytów walutowych poprzez nałożenie limitów sprzedaży określonych jako % różnych wskaźników, m.in. funduszy własnych czy portfela kredytowego banku.

Takie rozwiązanie w znaczący sposób utrudniałoby planowanie polityki sprzedażowej banków, ale też powodowałoby chaos wśród klientów, którym trudno by było się zorientować, który bank ma jakie limity w danym miesiącu. Chcąc prawidłowo nadzorować sprzedaż banki musiałyby systematycznie monitorować poziom nałożonych limitów.

Opcja IV: Zakaz udzielania wszelkich kredytów walutach wymienialnych klientom indywidualnym

By rozwiązanie to było skuteczne postulowano objęcie zakazem także oddziałów instytucji kredytowych, takich jak np. SKOK. Wśród zalet IV opcji wskazywano na całkowitą eliminację ryzyka kursowego i największą efektywność takiego rozwiązania. Znaczącą wadą było zmniejszenie dostępności kredytów dla klientów, co przełożyłoby się na spadek popytu na rynku mieszkaniowym. W przypadku klientów, którzy uzyskują dochody w walucie obcej pojawiłoby się ryzyko kursowe.

Banki popierały IV opcję

Jak wynika z korespondencji prezesów największych banków zamieszczonej w Białej księdze kredytów frankowych, większość z nich opowiadała się za IV opcją, czyli całkowitym zakazem udzielania kredytów walutowych. Co więcej już wtedy bardzo trafnie wskazywano na ryzyka związane z tego typu kredytami. Michał Gajewski, ówczesny członek zarządu banku BZ WBK, zauważał, że po stronie banku mogą wystąpić następujące ryzyka:

  1. ryzyko kredytowe;
  2. ryzyko reputacji;
  3. ryzyko misselingu;
  4. ryzyko negatywnego wpływu na duże grupy społeczne.

Michał Gajewski wskazał również na fakt, iż nierozumiejący ryzyka kursowego i kierujący się krótkoterminowymi przesłankami (niska rata, niskie oprocentowanie) klienci mogą mieć trudności z obsługą kredytu. Zauważał też, że w przypadku osłabienia się złotego aktywa uzyskane ze sprzedaży kredytowanej nieruchomości, mogą nie wystarczyć na pokrycie całości długu. Z perspektywy czasu wiemy, że nie mylił się w ani jednym punkcie, a najgorszy czarny scenariusz obejmujący wszelkie konsekwencje zmiany kursu waluty zrealizował się w 2015 roku, gdy kurs franka szwajcarskiego poszybował w górę.

Dlaczego banki nie zrezygnowały z udzielania kredytów walutowych, w tym frankowych?

Skoro prezesi i członkowie zarządów banków tak trafnie przewidywali negatywne konsekwencje zaciągania kredytów walutowych przez klientów indywidualnych, dlaczego ostatecznie nie wdrożono IV opcji w życie? Jednym z najważniejszych powodów były pojawiające się wówczas naciski polityczne.

1 lipca 2006 roku Premier RP Kazimierz Marcinkiewicz mówił:

„Nie rozumiem polityki utrudniania dostępu do kredytów (walutowych) i nie zgadzam się z nią”.

Rok później, 1 lipca 2007 r. w komunikacie prasowym PiS w sprawie CHF pisano:

„Klub Parlamentarny Prawo i Sprawiedliwość z niepokojem przyjmuje zalecenia Komisji Nadzoru Bankowego tzw. „rekomendację S” wprowadzające ograniczenia w dostępności do kredytów walutowych, których głównym skutkiem będzie zmniejszenie możliwości nabywania przez obywateli (szczególnie młode osoby) własnych mieszkań.”

W obronie kredytów walutowych stanął też Cezary Banasiński, prezes UOKiK-u, który w wywiadzie dla Money.pl deklarował:

„Wprowadzenie ograniczeń w udzielaniu kredytów walutowych jest rozwiązaniem zbyt daleko idącym, a ostateczna decyzja jaki rodzaj kredytu wybrać zawsze powinna należeć do konsumenta.”

Jak pokazuje dotychczasowa historia, gdy polityka stara się mieć swój wkład w długoterminowe planowanie budżetu pojedynczego Kowalskiego, skutki bywają opłakane. Ogromny optymizm konsumentów związany z wejściem do Unii Europejskiej połączony z prognozowanym szybkim przystąpieniem do strefy Euro uśpił czujność klientów indywidualnych. Niskooprocentowany, oparty na LIBORze kredyt we frankach szwajcarskich wydawał się najrozsądniejszą opcją dla Kowalskiego. Jeśli do tego wszystkiego dodamy fakt, iż w tamtym czasie koszty najmu mieszkania były wyższe niż rata kredytu walutowego na zakup tego mieszkania, znajdziemy się na prostej drodze do tragedii, z jaką zmierzyli się Frankowicze 15 stycznia 2015 roku, a która w przyszłości ma szansę położyć się cieniem na stabilności systemu bankowego w Polsce.