Czym jest kredyt walutowy, a czym kredyt waloryzowany do waluty obcej? Informacje wprowadzające do tematyki tzw. kredytów frankowych

Co to jest kredyt walutowy i w jakich sytuacjach ekonomicznie uzasadnione jest zaciąganie kredytu w walucie obcej? Dlaczego banki stworzyły taki produkt bankowy jak kredyt waloryzowany do waluty obcej? Czym różni się od kredytu walutowego? Sprawdźmy!

Co to jest kredyt walutowy?

Zgodnie z art. 69 ust. 1 ustawy – Prawo bankowe, przez umowę kredytu bank zobowiązuje się oddać do dyspozycji kredytobiorcy na czas oznaczony w umowie kwotę środków pieniężnych z przeznaczeniem na ustalony cel, a kredytobiorca zobowiązuje się do korzystania z niej na warunkach określonych w umowie, zwrotu kwoty wykorzystanego kredytu wraz z odsetkami w oznaczonych terminach spłaty oraz zapłaty prowizji od udzielonego kredytu. W dużym uproszczeniu można powiedzieć, że przez umowę kredytu rozumie się stosunek, w którym bank wydaje do wykorzystania na określony cel sumę pieniędzy a kredytobiorca zobowiązuje się zwrócić tę sumę pieniędzy, którą pożyczył, powiększoną o odsetki oraz prowizję banku.

W obrocie występują następujące kategorie kredytów (z tym zastrzeżeniem, że nie są to definicje legalne, a definicje wypracowane w praktyce obrotu gospodarczego):

  • Kredyt złotówkowy – kredyt udzielany w walucie polskiej (PLN), w którym kredytobiorca dokonuje spłaty rat kapitałowo-odsetkowych również w walucie polskiej (PLN), zwracając bankowi sumę nominalną udzielonego kredytu (kapitału) wraz z odsetkami oraz ewentualnie innymi opłatami i prowizjami.
  • Kredyt walutowy – kredyt udzielany i udostępniany w walucie innej niż krajowa – w praktyce rynku polskiego, najczęściej w euro lub we franku szwajcarskim (CHF) – w którym kredytobiorca dokonuje spłaty rat kapitałowo-odsetkowych również w walucie obcej, zwracając bankowi sumę nominalną udzielonego kredytu (kapitał) wraz z odsetkami oraz ewentualnie innymi opłatami i prowizjami.

Z ekonomicznego punktu widzenia podstawowym rodzajem kredytów udzielanych na danym rynku, zwłaszcza konsumentom, są kredyty w walucie rodzimej kredytobiorcy. Wynika to z faktu, że konsument co do zasady zaciąga kredyt, którego celem jest finansowanie przedsięwzięcia w walucie rodzimej. Konsument też co do zasady finansuje spłatę kredytu z wynagrodzenia uzyskiwanego w walucie rodzimej. Z tych względów również oszacowanie zdolności kredytowej kredytobiorcy oraz ryzyka związanego ze spłatą kredytu w walucie rodzimej jest najbardziej uzasadnione ekonomicznie, ponieważ wyraża zdolność finansową kredytobiorcy przy wykorzystaniu waluty posiadającej taką samą siłę nabywczą jak waluta finansowania spłaty kredytu oraz waluta, w której wyceniane jest dobro nabyte jako cel kredytu.

Mówiąc bardziej praktycznie – jeżeli zarabiam 5.000,00 zł miesięcznie to wiem, że mam zdolność spłaty raty kredytu w wysokości 2.000 zł miesięcznie, a mieszkanie, które kupuje w ramach celu kredytowego jest warte 300.000 zł. Nie zachodzi zatem ryzyko, że jeden z tych czynników straci znacznie (ulegnie deprecjacji) w stosunku do innego z czynników, np. siła nabywcza tego, co zarabiam straci na wartości w stosunku do raty kredytu. Z aktualizacją tego ryzyka mamy do czynienia właśnie w przypadku kredytów waloryzowanych do CHF, gdzie wartość zadłużenia kredytowego wzrosła dwukrotnie a zdolność kredytowa kredytobiorców oraz nabyte nieruchomości pozostały na dotychczasowym poziomie.

Powstaje pytanie w jakich przypadkach uzasadnione jest zaciąganie kredytów walutowych? Odpowiedź na to pytanie można sprowadzić do dwóch podstawowych konfiguracji. Po pierwsze kredyty walutowe są korzystne w sytuacji, gdy finansujemy przedsięwzięcie ze środków pochodzących ze źródła kraju waluty obcej. Mówiąc obrazowo, jeżeli zaciągam kredyt, aby sfinansować wyprodukowanie 100 samochodów dla nabywcy ze Szwajcarii, który zapłaci za te samochody we frankach szwajcarskich to zaciągnięcie kredytu we frankach szwajcarskich ogranicza ryzyko walutowe. Bez względu bowiem czy kurs waluty rodzimej do franka szwajcarskiego spadnie czy pójdzie w górę, to w momencie zapłaty za samochody przez nabywcę za uzyskaną cenę we frankach jesteśmy w stanie spłacić kredyt we frankach, ponieważ źródło finansowania kredytu wyrażone jest we frankach. Tak samo dzieje się, jeżeli zarabiamy we frankach szwajcarskich, ponieważ wiemy jaką kwotę nominalnie jesteśmy w stanie przeznaczyć z wynagrodzenia na spłatę kredytu.

Wyżej wyrażony pogląd uwidaczniający zależność pomiędzy obcą walutą kredytu a źródłem jego finansowania, uzasadniającą ekonomicznie potrzebę zaciągania kredytu w walucie obcej, znalazł swoje odzwierciedlenie w Rekomendacji S Komisji Nadzoru Finansowego z czerwca 2013 r. dotyczącej dobrych praktyk w zakresie zarządzania ekspozycjami kredytowymi zabezpieczonymi hipotecznie. W Rekomendacji 6 tej wersji Rekomendacji S Komisja Nadzoru Finansowego stwierdziła, że

Bank powinien udzielać klientom detalicznym kredytów zabezpieczonych hipotecznie wyłącznie w walucie, w jakiej uzyskują oni dochód, także w przypadku klientów o wysokich dochodach. Z Rekomendacji tej wynika, że KNF zakazała udzielania konsumentom kredytów w walucie obcej w sytuacji, gdy nie istnieje źródło finansowania spłaty kredytu w walucie obcej. Jak czytamy w wyjaśnieniu do Rekomendacji 6, Bank powinien wyeliminować ryzyko walutowe klienta detalicznego poprzez zapewnienie w odniesieniu do nowo udzielanych kredytów pełnej zgodności waluty ekspozycji i przychodów, z których będzie ona spłacana. Kredyty walutowe, indeksowane lub denominowane w walutach obcych powinny być produktem oferowanym wyłącznie klientom uzyskującym trwałe dochody w walucie kredytu, zapewniające regularną obsługę i spłatę kredytu.

Druga konfiguracja – choć rzadziej spotykana – w której ekonomicznie uzasadnione jest zaciąganie kredytu w walucie obcej, zachodzi w sytuacji, gdy wartość celu kredytowego wyrażona jest w walucie obcej. Bez względu na zmiany kursu waluty dochodzi do stałości siły nabywczej kwoty kredytu pozostałej do spłaty oraz nabytego dobra. Mówiąc jaśniej – jeśli kupujemy nieruchomość w Szwajcarii to możemy zaciągnąć kredyt we frankach szwajcarskich, ponieważ w przypadku braku możliwości spłaty kredytu można sprzedać nieruchomość we frankach i spłacić kredyt w tej walucie. Natomiast w warunkach polskich mamy do czynienia z sytuacją, gdy nieruchomość jest wyceniana w złotówkach, co skutkuje tym, że w większości przypadków kredytowane nieruchomości są mniej warte niż pozostały do spłaty kredyt pomimo wieloletnich okresów spłaty.

Powyżej opisane dwie konfiguracje wyczerpują uzasadnienie ekonomiczne zaciągania kredytu w walucie obcej. Zaciąganie kredytów walutowych w innych sytuacjach ma charakter spekulacyjny, oparty na ryzyku kursowym, pozostaje sprzeczne z naturą kredytu i rażąco narusza interes kredytobiorcy – konsumenta.

kredyt waloryzowany
envato

Co to jest kredyt waloryzowany do waluty obcej?

W pierwszych latach XXI wieku pojawiły się nowe rodzaje kredytów w obrocie określane jako kredyty waloryzowane, które przyjęło się dzielić na indeksowane do waluty obcej oraz kredyty denominowane w walucie obcej. Kredyt indeksowany kursem waluty obcej to kredyt udzielany w walucie polskiej (PLN), przy czym na dany dzień (najczęściej dzień uruchomienia kredytu), kwota kapitału kredytu (lub jej część) przeliczana jest na walutę obcą (według bieżącego kursu wymiany waluty), która to kwota stanowi następnie podstawę ustalania wysokości rat kapitałowo-odsetkowych. Wysokość kolejnych rat kapitałowo-odsetkowych określana jest zatem w walucie obcej, ale ich spłata dokonywana jest w walucie polskiej, po przeliczeniu według kursu wymiany walut na dany dzień (najczęściej na dzień spłaty). Natomiast kredyt denominowany w walucie obcej posiadał identyczną konstrukcję ekonomiczną, lecz nieznacznie różną konstrukcję prawną, gdyż jest to kredyt, którego wartość wyrażona została w umowie w walucie obcej (innymi słowy bank umówił się z kredytobiorcą na pożyczenie mu określonej kwoty w walucie obcej), ale uruchomiony został w walucie polskiej, a kredytobiorca dokonuje spłaty  rat  kapitałowo-odsetkowych  również  w  walucie polskiej, po przeliczeniu według kursu wymiany walut na dany dzień (najczęściej na dzień  spłaty). Kredytobiorca zwraca bankowi sumę nominalną udzielonego kredytu (kapitał) stanowiącą określoną równowartość waluty obcej, w zależności od bieżącego kursu wymiany walut, wraz z odsetkami oraz ewentualnie innymi opłatami i prowizjami.

Mówiąc bardziej obrazowo – kredyt indeksowany do waluty obcej polegał na tym, że bank dawał do dyspozycji konsumenta kwotę pieniędzy w walucie polskich złotych na określony cel, a konsument był zobowiązany do spłaty również w walucie złotych polskich, jednakże nie tej samej kwoty, którą pożyczył, tylko kwoty, którą pożyczył przeliczonej na walutę obcą, powiększoną o procentowy wzrost kursu waluty obcej do kursu złotego oraz powiększonej o odsetki i prowizje banku. Nie ma tym samym podstaw do nazywania kredytów indeksowanych do waluty obcej kredytami walutowymi, gdyż w istocie nie przyjmują one prawnej i ekonomicznej konstrukcji kredytu walutowego. Kredyt walutowy to kredyt udzielony (wypłacony) w walucie obcej i spłacany w walucie obcej. Kredyt indeksowany do waluty obcej jest to kredyt w złotych polskich, gdyż jest wypłacany i spłacany w złotych polskich (w tym zakresie por. m.in. wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie z dnia 12 lipca 2019 r., sygn. akt XXIV C 1291/17 oraz wyrok Sądu Okręgowego Warszawa-Praga z dnia 2 grudnia 2016 roku, sygn. akt III C 75/16, w którym wskazano:

Art 69 Prawa bankowego zawiera definicję umowy kredytu, a także wskazuje na jej istotne przedmiotowo elementy, których zawarcie w treści danej czynność prawnej ma decydujące znaczenia dla przyjęcia, że jest to tego rodzaju umowa. Charakterystycznym dla kredytu bankowego i odróżniającym go np. od pożyczki jest to, że w jego ramach nie dochodzi do przeniesienia własności środków pieniężnych na kredytobiorcę, lecz ich określona kwota jest oddana do jego dyspozycji z przeznaczeniem na ściśle określony cel. Biorący kredyt zobowiązuje się do wykorzystania pieniędzy w sposób określony w umowie i zwrotu kwoty wykorzystanego kredytu. Umowa ta jest odpłatną, kontrahent banku zobowiązuje się bowiem do zapłaty odsetek i prowizji. Charakter kredytu denominowanego budzi kontrowersje, w szczególności co do tego, czy ma on charakter walutowy, czy też w istocie udzielany jest on w złotych. Niewątpliwie ma to istotne znaczenie, zaś rzeczywisty charakter umowy należy zawsze badać w konkretnych okolicznościach faktycznych. Powódka ponosząc zarzut nieważności kredytu przedstawiła bardzo rozbudowaną argumentację, wywodząc to zarówno z naruszenia przepisów prawa, zasad współżycia społecznego, jak i sprzeczności umowy z naturą stosunku prawnego. Nie sposób w ramach niniejszego uzasadnienia odnieść się do wszelkich powoływanych przez stronę powodową podstaw nieważności umowy, z uwagi na obszerność i szczegółowość wywodów przedstawionych w pozwie i kolejnym piśmie procesowym. W związku z tym w dalszej części uzasadnienia omówione zostaną jedynie te kwestie, które doprowadziły Sąd do uznania czynności prawnej za nieważną. W pierwszej kolejności należy wskazać pewne podstawowe założenia, jakie stały u podstaw dokonanej w sprawie oceny prawnej. Należy odróżnić kredyt walutowy od udzielonego w złotych polskich. Ten pierwszy to taki, którego kwota wyrażona jest w walucie obcej; środki oddane do dyspozycji kredytobiorcy są zagranicznymi znakami płatniczymi, ich zwrot następuje w walucie wynikającej z treści umowy. W przypadku kredytu złotówkowego natomiast w walucie polskiej jest wyrażona jego kwota, w niej dochodzi do przekazania przez bank kontrahentowi środków w celu ich wykorzystania i w takiej są one zwracane. W języku potocznym, a także literaturze przedmiotu można spotkać się z określeniem kredyt dewizowy, jednakże należy uznać, że jest to inna nazwa opisanego wyżej jako walutowy. Z uwagi na treść art. 69 ust. 2 Prawa bankowego, wszelkie wskazane w mm elementy powinny być objęte treścią umowy kredytu (ewentualnie poza prowizją). Istotnym dla rozpoznania niniejszej sprawy było określenie skutków, jakie spowoduje brak któregokolwiek z nich. Niewątpliwie unormowania dotyczące kredytu bankowego ma charakter zobowiązaniowy, odnoszą się do umowy nazwanej i w całości regulowanej przepisami prawa bankowego. W tym zakresie normy tego aktu prawnego stanowią przepisy szczególne w stosunku do kodeksu cywilnego. Należy zwrócić uwagę, że konstruując umowę kredytu ustawodawcą nie wprowadzi! wymogu zawarcia jej w formie pisemnej pod rygorem nieważności. Powinna być ona sporządzona na piśmie, ale jedynie dla tzw. celów dowodowych. To zaś może prowadzić do wniosku, że do udzielenia kredytu może dojść również – co do zasady – poprzez faktyczne czynności stron, które będą wyrażać ich wolę zawarcia tego rodzaju umowy. W takim przypadku jednakże konieczne będzie zawsze ustalenie, czy przez swoje zachowania uzgodniły one wszelkie elementy, jakie są niezbędne dla nawiązania takiego stosunku prawnego, stosownie do art. 69 ust. 1 i 2 prawa bankowego. W przypadku stwierdzenie, że ich wolą nie zostało objęty chociażby jeden z nich oczywistym byłoby stwierdzenie, że pomiędzy stronami nic doszło do zawarcia umowy kredyty. Na gruncie prawa zobowiązań zastosowanie znajduje art. 65 k.c., zgodnie z którym w umowach nic należy kierować się jej treścią, czy tym jak strony ją nazwały, lecz ustalić ich zgodny cel i zamiar. Daje to podstawę do przyjęcia, że np. w konkretnych okolicznościach faktycznych pomimo tego, że treść umowy może wskazywać na dokonanie przez dwie osoby sprzedaży, w istocie doszło pomiędzy nimi do darowizny. Te zasady wykładni oświadczeń woli powinny znajdować zastosowanie do wszelkich umów. Pomimo tego, istotną w niniejszej sprawie była odpowiedź na pytanie, czy w sytuacji, gdy strony zawierając umowę kredytu bankowego nie określą jednego z istotnych jej elementów, możliwe jest ustalanie w drodze wykładni, że w rzeczywistości doszło pomiędzy nimi do nawiązania innego, np. nienazwanego stosunku prawnego, czy też pociągnie to za sobą dalej idące konsekwencje, a w szczególności, czy w takiej sytuacji można stwierdzić, że czynność prawna jest ważna. Argumentacja powódki (…)opierała się na założeniu, że przepisy ustaw) Prawo bankowe mają charakter imperatywny (ius cogens), co za tym idzie ich naruszenie powinno pociągać za sobą nieważność umowy. W ocenie Sądu takie twierdzenie mają swoje uzasadnienie. Odwołać się należy w tym miejscu ponownie do nowelizacji ustawy Prawo bankowe z 29.0.2011 r. i wprowadzonego nią przepisu art. 69 ust. 2 pkt 4a. Zawarcie umowy o kredyt bankowy (po wejściu powołanych unormowań w życie) denominowany lub indeksowany do waluty obcej w której nie zostałyby zawarte postanowienia wskazane w tym przepisie, powodowałoby niewątpliwie stwierdzenie nieważności całej umowy. Ustawodawca wskazał bowiem na konieczność dokonania takiej regulacji w treści czynności prawnej, nie pozostawiając tego swobodzie stron. W szczególności nie odwołano się do możliwości “odmiennego zastrzeżenia”, czy “innych postanowień umowy”. Jednocześnie w sytuacji, gdyby kredyt był denominowanym, brak takiego postanowienia powodowałby, ze treść umowy pozostawałaby w oczywistej sprzeczności z przepisem ustawy, który nie dopuszcza wyjątków co do tego, co powinno być w niej określone. Zważywszy na to, że i brak dyspozytywności art. 69 ust. 2 pkt 4a Prawa bankowego, odwołując się do art. 58 § 1 k.c. należałoby stwierdzić nieważność umowy kredytu. Brak jest jakichkolwiek przekonywujących argumentów, które pozwalałyby na stwierdzenie, że pozostałe uregulowania art. 69 Prawa bankowego (poza ust. 2 pkt 9) mogą mieć charakter względnie obowiązujący, podczas gdy art. 69 ust. 2 pkt 4a jest przepisem imperatywnym. Nie wynika to z treści unormowań (ustawodawca nie poddał żadnego z elementów umowy kredytowej “odmiennej woli stron”), konieczne jest zaś założenie racjonalności ustawodawcy. Prowadzi to do wniosku, że w przypadku umowy o kredyt bankowy zawsze koniecznym jest, aby zawierała ona wszelkie elementy wskazane w art. 69 ust. 1 i 2 omawianej ustawy, za wyjątkiem pkt 9 ust. 2 – prowizji – bowiem tylko w tym przypadku odwołano się do woli stron (“jeżeli umowa ją przewiduje”). Brak któregokolwiek z pozostałych będzie powodował, że jako sprzeczna z prawem – przepisami Prawa bankowego o charakterze bezwzględnie obowiązującym – będzie ona nieważna. Podkreślić należy, że twierdzenie o imperatywnym charakterze unormowań dotyczących kredytu bankowego może również wywieść z ich szczególności oraz – jak słusznie wskazywała powódka – systemowej wykładni ustawy. Umowa taka jest instytucją prawa bankowego i stanowi jedną z podstawowych czynności banków. Tylko te instytucje są uprawnione do ich udzielania. Charakterystyczna dla umowy kredytu jest jej odpłatność, co np. odróżnia ją od pożyczki. To oraz charakterystyczna cecha tego stosunku prawnego polegająca na oddaniu na rzecz kredytobiorcy środków pieniężnych na oznaczony czas, a nie przeniesieniu ich własności, powodują, że stanowi on szczególne unormowanie, zaś umowa, która byłaby sprzeczna z przepisami regulującymi kredyt bankowy jest nieważna. Bez znaczenia przy tym jest, że ustawodawca nie zastrzegł dla tego rodzaju umowy formy szczególnej pod rygorem nieważności. Oczywistym również musi być, że czym innym jest zgodność z przepisami ustawy, określenie wszelkich przedmiotowo istotnych elementów Czynności prawnej przez jej strony, a czym innym możliwość odwoływania się do woli stron w celu wyjaśnienia ewentualnych jej niejasnych elementów, a więc dokonywanie wykładni, która jest dopuszczalna. Podsumowując. W ocenie Sądu przepisy ustawy Prawo bankowe mają charakter bezwzględnie obowiązujący, zaś ich naruszenie powinno skutkować nieważnością czynności prawnej, stosownie do art. 58 § 1 k.c. W mniejszej sprawie, analizując pisma stron, w zasadzie należało dojść ostatecznie do wniosku, ze powódka i pozwany zgodni byli co do tego, że przedmiotowa umowa, pomimo tego, że wyrażono w niej kwotę zobowiązania w CHF, stanowiła w istocie kredyt w PLN, zaś frank szwajcarski stanowił jedynie tzw. klauzulę waloryzacyjną. Powyższy pogląd można wywieść zarówno z treści umowy, jak i wykładni oświadczeń woli stron, a więc ich zgodnego celu. Zgodnie z powołanymi w stanie faktycznym elementami treści stosunku prawnego, w § 2 umowy wskazano co prawda, że bank udziela kredytu w wysokości 201.016 CHF, jednakże – stosownie do postanowień istotnego w sprawie załącznika nr 7 – jednocześnie wskazały one, że kwota kredytu wypłacana jest w złotych, a także kwota spłaty przeliczana jest na złote (dokonywana w PLN). Uwzględniając, że zgodnie z art. 69 ust. 1 Prawa bankowego istotą kredytu jest oddanie przez bank do dyspozycji kredytobiorcy określonej kwoty środków pieniężnych, dla ustalenia tego, w jakiej walucie został udzielony kredyt nie miało znaczenia, jak zapisano ich ilość w samej jej treści, lecz to jaka konkretnie kwota i w jakiej walucie została udostępniona przez kredytodawcę drugiej stronie i wykorzystana faktycznie przez kontrahenta banku. Zasadnie powódka powoływała się na etapowość stosunku kredytu, tj. udostępnienie przez kredytodawcę środków pieniężnych kredytobiorcy, następnie wykorzystanie kredytu przez biorącą go osobę i na samym końcu zwrot wykorzystanej kwoty, co wynika z powołanego powyżej przepisu. Można z tego wywieść, że podstawowe znaczenie dla ustalenia kwoty i waluty kredytu nie ma to, w jaki sposób określono je w umowie, lecz to jakie środki pieniężne i w jakiej walucie zostały udostępnione, wykorzystane i zwrócone. W analizowanej umowie – stosownie do załącznika nr 7 – zarówno wypłata kredytu nastąpiła w złotych polskich, kwota określona w tej walucie została przekazana kredytobiorcom do wykorzystania, jak i splata miała następować w PLN. Frank szwajcarski w każdym z tych przypadków stanowił jedynie odnośnik do określenia ilości sum pieniężnych należnych od stron. W sprawie nie mogło budzić najmniejszej wątpliwości, że zarówno bank, jak i kredytobiorcy są podmiotami krajowymi. Powódka rezyduje w Polsce, zarabia w złotówkach. Celem jej i męża było uzyskanie określonej kwoty polskiej waluty, w celu zakupu nieruchomości. Z treści umowy (załącznik nr 7) wynika, że bank również dążył do tego, aby przekazana kredytobiorcom kwota pieniężna została wypłacona im w złotych. Mając to na uwadze, nie mogło budzić wątpliwości na gruncie art. 65 k.c. że pomimo określenia w umowie kwoty i waluty kredytu w CHF, w rzeczywistości dotyczył on świadczenia w PLN. W takiej sytuacji zaś, uwzględniając umowne zasady wypłaty oraz spłat przez biorących kredyt jego rat – w przeliczeniu do franka szwajcarskiego – niewątpliwym było, że takie odniesienie do obcej waluty mogło stanowić wyłącznie rodzaj klauzuli waloryzacyjnej, a więc powołanie się na inny niż polski pieniądz miernik wartości. Brak było w umowie jakichkolwiek zapisów, które pozwalałyby na stwierdzenie, że bank w rzeczywistości udostępnia kredytobiorcom określoną kwotę CHF i że mogą oni dysponować środkami wyrażonymi w takiej walucie. Przeciwnie, zgodnie z jej zapisami (“warunki określone w umowie” – § 2 ust. 1 umowy i załącznik nr 7) mogli oni żądać wypłaty jedynie w złotych polskich. Podkreślić należy, że ustawodawca wprowadzając do Prawa bankowego pojęcie kredytów denominowanego lub indeksowanego do waluty obcej (ustawa w 29 lipca 2011 r.) nie posłużył się w odniesieniu do nich pojęciem kredytu “walutowego”, “dewizowego” lub “udzielonego w walucie obcej”, wskazując jedynie na to, że ma być on – poprzez denominację lub indeksację – odniesiony do waluty innej niż zloty. Świadczy to niewątpliwie o tym, że analiza prawna stojąca u podstaw takiego zabiegu ustawodawczego nakazywała przyjęcie, że tego rodzaju kredyty nie stanowią udzielanych w obcej walucie, lecz w istocie są one złotówkowymi, w których zagraniczny pieniądz stanowi jedynie miernik wartości.

Waluta obca w konstrukcji kredytu indeksowanego do waluty obcej stanowi jedynie czynnik waloryzacyjny o charakterze spekulacyjnym, przy czym samo pojęcie waloryzacji w konstrukcji kredytu indeksowanego pozbawione jest elementu celowości, przez co przybiera formę czynnika spekulacyjnego.

Dlaczego banki stworzyły taki produkt bankowy jak kredyt waloryzowany do waluty obcej?

Ze strony konsumentów popularność kredytów walutowych miała swój początek w 2000 roku. W wyniku decyzji Rady Polityki Pieniężnej o podwyższeniu stóp procentowych do 19% (w porównaniu do 14% we wrześniu 1999 roku) wielu Polaków zaczęło coraz odważniej rozglądać się za nowymi źródłami finansowania. Było to działanie pozornie racjonalne, ponieważ zaciągnięcie kredytu mieszkaniowego w Polsce dla przeciętnej rodziny wiązało się z ogromnymi kosztami. W tym samym czasie w Szwajcarii stopa referencyjna była na podobnej wysokości, którą mieliśmy w Polsce w 2015 roku i wynosiła tylko 1,75%. Ogromna różnica w ponoszonych kosztach kredytu działała jak magnes, a z czasem liczba udzielanych kredytów we frankach zaczęła się zwiększać. Osoby, które wtedy zdecydowały się na kredyt w szwajcarskiej walucie liczyły na coraz to niższe raty do spłacania, co w obliczu wieloletniego kredytu było pociągającą wizją. Słabnący frank i rosnący złoty powodował też sztuczne zwiększenie zdolności kredytowej i szansę na otrzymanie większego kredytu. Do optymizmu na rynku doprowadziła również postawa banków i doradców kredytowych, którzy coraz to częściej przekonywali klientów do zaciągnięcia kredytu walutowego wymieniając ich liczne zalety, jednakże nie uświadamiając ludzi o ryzyku.

Efektem tych działań była pierwsza wersja Rekomendacji S wydanej przez KNF w 2006 roku, która miała na celu ostudzić entuzjazm na rynku kredytów walutowych poprzez bardziej restrykcyjne wymogi dla osób ubiegających się o kredyt, jak również poprzez zobligowanie banków do rzetelnego i precyzyjnego poinformowania klientów o możliwym ryzyku. Zgodne z Rekomendacją S z 2006 r. kredytobiorca, przed zawarciem umowy kredytowej, musiał zapoznać się oraz podpisać specjalny dokument poświadczający o tym, że jest świadomy ryzyka. Niestety zabiegi te nie przyniosły oczekiwanych skutków i zainteresowanie kredytami walutowymi rosło w kolejnych latach. Doradcy kredytowi przedstawiali konsumentom do podpisania oświadczenie o świadomości ryzyka walutowego jako zbędny formalny „świstek”, do którego nikt nie przywiązywał znaczenia. Spowodowało to, że w kolejnej Rekomendacji S KNF była zmuszona zakazać wprost udzielania kredytów waloryzowanych.

Na tym etapie warto się zastanowić, dlaczego banki wprowadziły taki produkt jak kredyty waloryzowane, w jaki sposób na tym zarabiały i na kim spoczywało ryzyko związane z taką polityką niektórych banków. Pisząc „niektórych banków” pragnę podkreślić, że część banków, pomimo perspektywy ogromnych zysków, nigdy nie wprowadziło do oferty kredytów waloryzowanych podkreślając ogromne ryzyko z nimi związane oraz sprzeczność konstrukcji ekonomicznej kredytu waloryzowanego z definicją umowy kredytowej zawartej w prawie bankowym.

Przechodząc do opisania struktury ekonomicznej kredytu na wstępie należy zauważyć, że banki udzielając kredytu nie dysponują własnymi wierzytelnościami pieniężnymi, lecz pożyczają pieniądze potrzebne na kredyt na tzw. rynku międzybankowym zorganizowanym dla polskiej waluty przez Polskie Stowarzyszenie Dealerów Bankowych ACI Polska. Organizacja ta ustala codziennie obowiązującą na tym rynku międzybankowym marżę, po której banki pożyczają sobie nawzajem pieniądze w walucie złoty polski znaną powszechnie jako WIBOR. Najbardziej znanym w Polsce rynkiem międzybankowym walut europejskich jest rynek londyński ustalający marżę pożyczek międzybankowych dla takich walut jak euro, funt brytyjski czy właśnie frank szwajcarski, znany jako LIBOR na określoną walutę.

Kredytobiorca uzyskując kredyt musi – mówiąc potocznie – spłacić go w ratach. Każda rata składa się z części kapitałowej i odsetkowej. Część kapitałowa to nic innego jak spłacanie kwoty nominalnej kredytu, czyli pieniędzy, które bank kredytobiorcy przekazał. Część odsetkowa składa się z dwóch składowych – kosztu pozyskania kapitału przez bank oraz marży banku. Z tego względu rata kredytowa składa się z 3 części: kapitał + WIBOR/LIBOR + marża banku. Marża banku to w dużym skrócie stawka procentowa, jaką bank chce zarobić na tym pośrednictwie, wyrażającym się w przekazaniu kredytobiorcy kwoty kredytu w wyniku zawarcia umowy kredytowej. Koszt pozyskania kapitału to stawka WIBOR lub LIBOR, czyli stawka procentowa określająca, ile bank musi zapłacić innemu bankowi, aby nasz bank miał środki na udzielany kredyt.

To czy bank musi doliczyć do kredytu WIBOR czy LIBOR zależy od waluty w jakiej faktycznie konsument otrzymuje środki od banku. Kredyty udzielane w złotówkach zawsze zawierały w sobie WIBOR, natomiast kredyty walutowe, np. we franku szwajcarskim zawierały w sobie LIBOR dla CHF. Problem pojawił się w tym, że wraz z podnoszeniem stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej w pierwszych latach tego wieku wzrastał koszt PLN, a przez to WIBOR i koszt kredytów udzielanych w złotówkach. Przykładowo, w lipcu 2008 r. stawka LIBOR3M, która zwykle stanowi jeden ze składników oprocentowania kredytu, wynosiła 2,79%, a średnia marża dla kredytów we frankach szwajcarskich ustalana była na poziomie ok. 1,5%, co pozwalało na uzyskanie oprocentowania kredytu na poziomie ok. 4,2%. Dla porównania, dla kredytów udzielonych w złotych stawka WIBOR3M wynosiła 6,66%, średnia marża ok. 1,5%, co kształtowało oprocentowanie na poziomie ok. 8%.  Efektem powyższego była znacząca różnica w wysokości raty.  W przypadku kredytu w wysokości 300.000 zł zaciągniętego w złotych miesięczna rata do spłaty wynosiła ponad 2100 zł, natomiast dla kredytu denominowanego we frankach szwajcarskich lub indeksowanego do tej waluty, przeliczonego po aktualnym kursie wymiany walut, ok. 1400 zł.

Banki udzielając kredytów indeksowanych udzielały de facto kredytu w walucie polskiej i nabywały PLN potrzebne na udzielenie kredytów na polskim rynku międzybankowym płacąc za te środki WIBOR. Zastanawiające jest jedynie, jak to możliwe, że banki płaciły za udzielany kredyt stawkę WIBOR, a kredytobiorcę obciążały stawką LIBOR, która była 2-3 krotnie niższa?

Było to możliwe poprzez „wmontowanie” w kredyt waloryzowany instrumentu finansowego zwanego swap’em procentowo-walutowym lub inaczej CIRS-em (instrumenty zabezpieczające zarówno przed ryzykiem zmiany kursu walutowego, jak i ryzykiem zmiany poziomu stóp procentowych). Za pomocą instrumentu CIRS bank wymieniał z instytucją zewnętrzną WIBOR na LIBOR. Dlaczego instytucja zewnętrzna godziła się na opłacanie wyższych kosztów WIBOR zamiast niższych LIBOR? Różnica pomiędzy WIBOR a LIBOR stanowiła dla instytucji zewnętrznej koszt zabezpieczenia ryzyka walutowego. Wróćmy na chwilę do przykładu z samochodami. Instytucja zewnętrzna, dajmy na to z siedzibą w Szwajcarii, sprzedała 100 samochodów do Polski, za które firma polska zobowiązała się zapłacić 1.000.000 zł za rok. Firma szwajcarska otrzymywała cenę 500.000 CHF przy kursie 2 PLN za 1 CHF. Jednakże wzmocnienie CHF do wartości 4 PLN za 1 CHF spowodowałoby, że firma szwajcarska zarobiłaby na transakcji zaledwie 250.000 CHF. Chcąc się przed tym zabezpieczyć firma szwajcarska, za pośrednictwem instytucji zagranicznej, godziła się na finansowanie różnicy między stawką LIBOR opłacaną przez kredytobiorcę a stawką WIBOR, w zamian przenosząc na bank działający de facto na rachunek konsumenta, pełne ryzyko kursu waluty. W rezultacie za pomocą instrumentu finansowego CIRS instytucja zagraniczna zobowiązywała się płacić różnicę pomiędzy WIBOR a LIBOR, a na kredytobiorcę w momencie zawarcia umowy o kredyt indeksowany przenoszone było ryzyko kursu waluty. Dzięki temu firma sprzedająca samochody uzyskiwała gwarancję, że bez względu czy CHF się umocni czy też pozostanie na niezmiennym poziomie, firma szwajcarska otrzyma cenę za samochody za rok w kwocie 500.000 CHF.

Warto dodać, że istotnie stosowane przez banki klauzule waloryzacyjne umożliwiały przeniesienie ryzyka spadku wartości zewnętrznej lub wewnętrznej waluty płatności na dłużnika (kredytobiorcę), który jednocześnie mógł korzystać z niższej nominalnej stopy oprocentowania. Tym niemniej należy podkreślić, że nominalna wartość stopy oprocentowania była niższa (w porównaniu z innymi występującymi na rynku) tylko w dniu zawarcia umowy kredytu [Opinia rzecznika generalnego Trybunału Sprawiedliwości UE Niila Jääskinena, przedstawiona w dniu 17 września 2015 r. w sprawie C-312/14 Banif Plus Bank Zrt. przeciwko Márton Lantos i Mártonné Lantos, pkt 34]. W przypadku wielu umów kredytowych mogła być ona modyfikowana w czasie wykonywania umowy, a dodatkowo warunki zmiany oprocentowania niejednokrotnie określone były w sposób nieprecyzyjny i blankietowy, umożliwiając bankom w zasadzie dowolną zmianę tegoż oprocentowania.

Dlaczego bankom zależało na oferowaniu kredytów waloryzowanych?

Powodów jest kilka. Pierwszym powodem oferowania kredytów indeksowanych przez banki było ogromne zwiększenie popytu polegające na sztucznym wygenerowaniu zdolności kredytowej u dużej liczby konsumentów, których najzwyczajniej nie było stać na zaciągnięcie kredytu ze względu na brak zdolności kredytowej. Jak opisano to powyżej, zastąpienie stawki WIBOR w strukturze kosztów kredytu stawką LIBOR spowodowało spadek kosztu rat kredytu. To następnie przełożyło się na uzyskanie zdolności kredytowej przez tysiące konsumentów, których dotychczas nie było stać na zaciągnięcie kredytu.

Z jakich powodów zabieg ten sztucznie generował zdolność kredytową? Jak opisano powyżej, naturalnym zjawiskiem na rynku kredytów skierowanych do konsumentów jest udzielanie kredytu w walucie krajowej, gdzie konsument spłaca kredyt w walucie finansowania kredytu, tj. w walucie, w której otrzymuje wynagrodzenie i w walucie, w której wyceniany jest cel kredytu, tj. dobro nabywane w zamian za wartość kredytu (nieruchomość). W takiej strukturze wyłączone jest ryzyko walutowe z ogółu ryzyka związanego z terminową spłatą kredytu. Przy ocenie zdolności kredytowej kredytobiorcy brane są pod uwagę czynniki wpływające na koszt kredytu i jego spłaty obowiązujące na rynku krajowym.

Jednym z podstawowych czynników odzwierciedlających poziom ryzyka na danym rynku jest właśnie koszt pieniądza na rynku krajowym, czyli na rynku polskim jest to WIBOR. Z jakiego powodu WIBOR jest wyższy od LIBOR? Wynika to z wyższego poziomu ryzyka panującego na rynku polskim w porównaniu do rynku szwajcarskiego. Dla przykładu, jeżeli kredytobiorca w Szwajcarii straci pracę to ze względu na niższe bezrobocie niż w Polsce, ma o wiele większe szanse zdobyć nową pracę i kontynuować spłatę kredytu. Szereg podobnych czynników wpływa na ustalanie stawek WIBOR i LIBOR. Oferując polskim konsumentom kredyty indeksowane banki w sposób sztuczny oceniały zdolność kredytową polskich konsumentów przy uwzględnieniu poziomu ryzyka funkcjonującego na rynku szwajcarskim poprzez zastosowanie stawki LIBOR po stronie kosztów kredytu i obliczaniu na jej podstawie zdolności kredytowej konsumentów. W konsekwencji, kredyt udzielony na rynku polskim, w polskiej walucie, który miał być spłacany z wynagrodzenia uzyskiwanego na polskim rynku, w polskiej walucie, uwzględniał czynniki ryzyka panujące na rynku szwajcarskim. Prowadziło to do niedoszacowania ryzyka i zdolności kredytowej konsumentów. Ponadto, wiązało się dodatkowo z obciążeniem konsumentów ryzykiem walutowym. jednakże banki zarabiały krocie na tym, że udzielały kredytu większej liczbie konsumentów.

Kolejnym powodem, dla którego część banków podjęła ryzyko i zdecydowała się oferować kredyty waloryzowane, był wzrost konkurencyjności oferty tych banków w stosunku do banków, które kredytów indeksowanych/denominowanych nie oferowały. Te banki, które oferowały kredyty waloryzowane, mogły z jednej strony skierować swoją ofertę do rzeszy konsumentów, którzy nie posiadali zdolności kredytowej, z drugiej strony banki te były w stanie zaoferować niższe koszty kredytów tym konsumentom, którzy posiadali zdolność kredytową, albo chcieli posiadać większą zdolność kredytową. W ten sposób banki nieoferujące kredytów waloryzowanych przegrywały walkę o klienta. W celu ukazania skali korzyści czerpanych przez banki udzielające kredytów waloryzowanych można wskazać, że jeszcze w 2008 roku pomimo zdecydowanie mniejszej dysproporcji między kosztami kredytu w obu walutach udzielono 162 tys. kredytów we frankach, które w tym czasie stanowiły aż 68,6% struktury kredytów hipotecznych w Polsce.

Należy podkreślić, że pomimo gigantycznej popularności kredytów walutowych nie wszyscy podzielali ówczesny entuzjazm. Z niektórych stron pojawiały się nieliczne głosy rozsądku, przypominające o ekspozycji na ryzyko walutowe, jednakże nie były one na tyle rozpowszechnione, żeby szerzej wpłynąć na opinię publiczną. Wielkim przeciwnikiem kredytów we frankach szwajcarskich był Jan Krzysztof Bielecki, prezes drugiego największego banku w Polsce – Pekao S.A. Bank ten nie zdecydował się na udzielanie kredytów indeksowanych/denominowanych w walucie obcej pomimo presji ze strony spadającego udziału rynkowego i mniejszych zysków spowodowanych tą decyzją. Prezes Pekao uparcie bronił swojego stanowiska już wtedy przewidując problemy związane z kredytami walutowymi. W wywiadzie dla portalu natemat.pl mówił:

Udzielanie Polakom kredytów we frankach szwajcarskich to wyjątkowe szkodnictwo. Przez pięć lat toczyłem zaciekłą wojnę z tym procederem.

Również w wywiadzie dla gazety Dziennik Jan Krzysztof Bielecki doskonale wskazuje źródło obecnego problemu:

Żeby udzielić jakiejkolwiek pożyczki, bank powinien sfinansować ją pozyskanym depozytem. Ale w przypadku tzw. kredytów walutowych banki nie zbierały przecież depozytów we frankach i musiały znaleźć inne finansowanie. Zaczęły na masową skalę stosować zabezpieczenia, czyli pozyskiwać waluty za pomocą swapów. Były to instrumenty krótkoterminowe, często jednodniowe[1].

Przeciwnicy kredytów walutowych również często porównywali je do instrumentów pochodnych sprzeciwiając się nazywaniu pożyczek w walucie obcej kredytami, argumentując tym samym zaprzestanie wprowadzania klientów w błąd. Już wtedy powołując się na prawo bankowe, które uznaje kredyt za umowę, w której włożony kapitał jest stały, a odsetki są zmienne, przeciwnicy tego rozwiązania dowodzili, że w przypadku kredytu walutowego kapitał jest zmienny, bo zależy od kursu waluty obcej, więc nie może być nazywany „kredytem”. Zwolennikiem takiego rozumowania był ówczesny wiceprzewodniczący KNF Marcin Gomoła, który uważał, że banki masowo wprowadzały w błąd swoich klientów, mówiąc:

Bez informacji ze strony banku, bez wymaganych procedur i w efekcie bez świadomości klienta, jak ogromnie ryzykowny produkt kupuje. Można postawić tezę, że na masową skalę dochodziło więc do tzw. misselingu, czyli świadomego wprowadzania w błąd klienta, by sprzedać mu coś, czego on wcale nie chciał kupić[2].

Następny sposób nieuczciwego zarabiania przez banki na kredytach waloryzowanych jest szczególnie bulwersujący społecznie i moralnie, choć niewiele osób rozumie konstrukcję ekonomiczną korzyści banków płynących z kredytów indeksowanych. Banki bowiem nie zarabiały bezpośrednio na zmianie kursu franka szwajcarskiego, ponieważ nie prowadzą działalności spekulacyjnej i nigdy nie obciążyłyby się takim ryzykiem jak ryzyko walutowe, którym tak ochoczo obciążały nieświadomych kredytobiorców. Banki zarabiały na pogarszającej się sytuacji swoich kredytobiorców w ten sposób, że naliczały swoją marżę nie tylko od kwoty udzielonego kredytu, ale również kwoty, o jaką wzrosło zadłużenie kredytobiorców w wyniku wzrostu wartości franka szwajcarskiego.

Oznacza to, że czym bardziej kurs franka szedł do góry, tym więcej zarabiał bank, a zatem ubożenie setek tysięcy kredytobiorców powodowało bogacenie się banków. [przykład: Bank udzielając kredytu złotówkowego w kwocie 200.000 zł uzyskiwał od tej kwoty marżę 2% ustaloną w umowie kredytowej, a więc zarabiał rocznie 4.000 zł na udzielonym kredycie. Bank udzielając kredytu denominowanego do CHF w tej samej kwocie 200.000 zł, w momencie wzrostu kursu CHF o 100% zarabia już 2% od kwoty 400.000 zł, a więc zarabiał rocznie 8.000 zł na tym samym kredycie zamiast 4.000 zł]. Banki ochoczo wykorzystały naiwność i niewiedzę konsumentów-kredytobiorców, obciążając ich ryzykiem walutowym, ponieważ czym więcej tracili na tym kredytobiorcy, tym więcej zarabiały banki, nie tyle zwiększając co – w niektórych przypadkach – mnożąc swoje zyski. W części przypadków wartość zadłużenia kredytobiorców z tytułu kredytów frankowych wzrosła dwukrotnie, co oznaczało dwukrotne zwiększenie się zysków z marży dla banków przy niezmienionej wartości depozytu zaciągniętego przez bank, który to depozyt był przecież zaciągnięty na polskim rynku międzybankowym w złotówkach. Stanowi to zaprzeczenie struktury prawnej umowy kredytu, w której bank zarabia na odsetkach kapitałowych liczonych procentowo od kwoty udzielonego (rzeczywiście wydanego) kredytu.

Na koniec nie sposób pominąć faktu, że banki dodatkowo zarabiały na spreadzie waluty, czyli na różnicy ceny kupna i sprzedaży waluty franka szwajcarskiego, co oznaczało faktyczny wzrost oprocentowania kredytu. W przypadku kredytu walutowego kredytobiorca jest zobowiązany spłacać raty kredytu w walucie obcej. W sytuacji, gdy finansowanie kredytu pochodzi ze środków w złotówkach, kredytobiorca musi zakupić walutę kredytu, płacąc za to marżę zwaną spreadem. Wynagrodzenie za taką usługę banku to właśnie spread, czyli procentowo ujęta marża. Marża za usługę wymiany waluty jest naturalnym zjawiskiem rynkowym. Jednakże w przypadku kredytów waloryzowanych nie dochodziło do wymiany waluty. Jak powyżej zostało opisane banki nie udzielały kredytu walutowego, tylko kredytu w złotym polskim. Przy wykorzystaniu instrumentu finansowego kredyt złotówkowy był waloryzowany do waluty obcej. W konsekwencji banki nigdy nie zaciągały depozytu we franku szwajcarskim, a jedynie w złotówkach. Kredytobiorca, spłacając w złotówkach kredyt indeksowany do franka szwajcarskiego, dokonywał spłat w walucie, w której bank de facto zaciągnął depozyt na ten kredyt, czyli w walucie, w której bank spłacał pożyczkę zaciągniętą na rynku międzybankowym na potrzeby tego kredytu. Sama waloryzacja do kursu franka szwajcarskiego była wyłącznie zjawiskiem księgowym, polegającym na przeliczeniu aktualnej wartości zobowiązania. W sytuacji, w której faktycznie nie dochodziło do wymiany waluty, banki nie były w ogóle uprawnione do naliczania jakiegokolwiek spreadu. Banki jednak bazowały na niewiedzy kredytobiorców i braku zrozumienia, że do żadnej sprzedaży czy kupna waluty nie dochodziło. Banki natomiast naliczyły drakońskie spready dowolnie określane w tabelach kursu ustalanych jednostronnie przez nie same. Dla przykładu Getin Bank (Dombank) ustalił spread na poziomie 13,00 % co przy kredycie na 300.000 zł zaciągniętym na 30 lat zwiększało każdą ratę kredytu o 213 zł i powodowało, że koszt kredytu wzrósł o 57.626 zł z tytułu samego spreadu. Co więcej, banki zarabiały na fikcyjnym spreadzie dwukrotnie, najpierw przeliczając udzielony kredyt złotówkowy na franki szwajcarskie i naliczając spread kupna franka a następnie po raz drugi przeliczając raty kredytu przy spłacie z franka szwajcarskiego na złotówki naliczając spread sprzedaży waluty[3].

Reasumując powyższe, banki udzielały ryzykownych tzw. kredytów waloryzowanych z „wmontowanym” instrumentem finansowym, obarczając konsumentów wynikającym z niego ryzykiem kursu waluty w celu maksymalizacji zysków poprzez zwiększenie własnej konkurencyjności względem innych banków i zwiększenie liczby potencjalnych klientów, polegające na sztucznym wygenerowaniu zdolności kredytowej u osób, które w normalnych warunkach takiej zdolności nie posiadały. Banki udzielały kredytów z wmontowanym instrumentem finansowym, który obarczał konsumentów ryzykiem walutowym i doprowadził do zwielokrotnienia zadłużenia kredytobiorców, co było w interesie banków, które mnożyły przez to przychody z marży procentowej od kwoty zadłużenia. Co więcej, banki zawierały umowy kredytowe zdając sobie sprawę, że posiadają one wady prawne mogące doprowadzić do ich nieważności, i obciążając konsumentów arbitralnie i jednostronnie ustalanymi nienależnymi spreadami za wymianę walut, do której nie dochodziło.

Założenia wstępne o charakterze podstawowym

  • Niestety, w praktyce orzeczniczej zdarzają się rażące błędy, których – wydawałoby się – nie można się spodziewać. W pierwszym rzędzie poruszę kwestię błędu, który często przejawia się w sprawach tzw. frankowiczów. Sądy niejednokrotnie rozważając, czy umowa lub postanowienie jest ważne lub abuzywne, analizują sposób wykonywania danego postanowienia umownego. Następnie sądy w oparciu o to, czy dane postanowienie było wykonywane korzystnie czy też niekorzystnie dla konsumenta, oceniały jego nieważność lub abuzywność. Takie stanowisko jest oczywiście błędne, z tego względu, że ważność lub abuzywność umowy ocenia się na chwilę jej zawarcia, czyli na moment, w którym umowa nie zaczęła być jeszcze wykonywana. Z tego też względu orzeczenie sądu wydane na skutek przeprowadzenia kontroli incydentalnej mają charakter deklaratoryjny, tj. stanowią potwierdzenie nieważności lub bezskuteczności postanowienia/umowy, która trwa ex tunc (od momentu jej zawarcia). Klauzula taka jest z mocy prawa nieważna lub abuzywna i bezskuteczna od chwili jej zawarcia. Sąd jest obowiązany ustalić, czy konkretne postanowienie umowy może być uznane za niedozwolone na dzień zawarcia Umowy. Niektóre kwestionowane postanowienia umowy mogą być wykonywane w sposób korzystny dla konsumenta, jak i sposób dla niego niekorzystny. Takie postanowienia muszą być uznane za niedozwolone bez względu na to czy w rzeczywistości były wykonywane w sposób niekorzystny dla konsumenta. Wystarczy bowiem, że Pozwany bank w chwili zawierania Umowy stworzył potencjalną możliwość naruszenia interesu konsumenta, nawet jeśli jej później nie wykorzystał. Podobnie, wykonywanie Umowy w sposób naruszający interesy konsumenta jedynie potwierdza (a nie przesądza) o tym, że postanowienie Umowy było niedozwolone. Wręcz kompromitujący jest argument, który niestety niekiedy jest podnoszony, zgodnie z którym skoro strona rozpoczęła wykonywanie umowy z klauzulą abuzywną to świadczy to o tym, że godziła się na takie rozwiązanie, a więc nie jest to klauzula niedozwolona. Taka argumentacja świadczy o braku zdolności zrozumienia podstawowych zagadnień prawa konsumenckiego. W konsekwencji wszelkie zdarzenia, które zaistniały po zawarciu Umowy, tj. sposób jej wykonania, zmiany wprowadzone przez strony do Umowy, zmiany prawa i inne okoliczności, nie mają wpływu na ocenę czy postanowienie Umowy jest ważne i wiążące na moment zawarcia Umowy. O powyższym przesądził w ostatnim czasie jednoznacznie Sąd Najwyższy w uchwale siedmiu sędziów SN z dnia 20 czerwca 2018 r., III CZP 29/17.
  • Kolejną niezwykle istotną kwestią przy wyrokowaniu w niniejszej sprawie jest właściwe przesądzenie o tym, jakie mogą być skutki prawne stwierdzenia nieważności lub abuzywności konkretnego postanowienia w Umowie, która została zawarte na piśmie. Skutki stwierdzenia nieważności postanowienia Umowy mogą być następujące:
    • postanowienie umowy jest zastępowane przez przepis prawa o charakterze dyspozytywnym .
    • postanowienie umowy nie jest zastępowane przez przepis prawa o charakterze dyspozytywnym, jednakże umowa może być wykonywana bez nieważnego postanowienia. Taka sytuacja zachodzi pod dwoma warunkami, a mianowicie, gdy postanowienie nie stanowi essentialia negotii danego rodzaju umowy oraz gdy brak danego postanowienia nie doprowadza do zniekształcenia całej umowy do tego stopnia, że można przyjąć, iż strony nie wyraziły intencji zawarcia takiej umowy. Dla przykładu, jeżeli strony w postanowieniu ustaliły, że dane świadczenie jest wykonane nieodpłatnie, to nieważność takiego postanowienia może być na tyle doniosła, że strony nie zawarłyby takiej umowy.
    • postanowienie umowy nie jest zastępowane przez przepis prawa o charakterze dyspozytywnym, a umowa nie może być wykonywana bez nieważnego postanowienia, co powoduje nieważność całej umowy. Taka sytuacja zachodzi, gdy postanowienie stanowi essentialia negotii danego rodzaju umowy, albo gdy brak danego postanowienia doprowadza do zniekształcenia całej umowy do tego stopnia, że można przyjąć, iż strony nie wyraziły intencji zawarcia umowy o takiej treści. O powyższym przesądził również Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej w wyroku z dnia 3 października 2019 r. w sprawie C‑260/18 Dziubak p-ko Raiffeisen Bank International AG wskazując, że artykuł 6 ust. 1 dyrektywy Rady 93/13/EWG z dnia 5 kwietnia 1993 r. w sprawie nieuczciwych warunków w umowach konsumenckich należy interpretować w ten sposób, że nie stoi on na przeszkodzie temu, aby sąd krajowy, po stwierdzeniu nieuczciwego charakteru niektórych warunków umowy kredytu indeksowanego do waluty obcej i oprocentowanego według stopy procentowej bezpośrednio powiązanej ze stopą międzybankową danej waluty, przyjął, zgodnie z prawem krajowym, że ta umowa nie może nadal obowiązywać bez takich warunków z tego powodu, że ich usunięcie spowodowałoby zmianę charakteru głównego przedmiotu umowy.

Nie istnieją inne możliwe konsekwencje nieważności/abuzywności danego postanowienia. W szczególności, co niestety było błędem, którego dopuścił się nawet Sąd Najwyższy w jednym z orzeczeń „frankowych”, nie istnieje możliwość zastąpienia nieważnego postanowienia innym postanowieniem, które można wyprowadzić z intencji stron nieważnego postanowienia. Taka operacja polega de facto na ukształtowaniu nowego postanowienia najbardziej zbliżonego do postanowienia nieważnego, a więc takie ustalenie sądu ma charakter wyroku jednocześnie kształtującego a nie wyłącznie ustalającego. Możliwość ukształtowania stosunku zobowiązaniowego przez sąd powszechny musi wyraźnie wynikać z normy prawnej. W sprawach o ustalenie (do jakich należy niniejsze powództwo w zakresie poprzedzającym orzeczenie obowiązku zapłaty) sąd ma możliwość ustalenia nieważności lub nieskuteczności postanowienia umowy. Skutkiem może być wykonywanie umowy z zastąpieniem postanowienia przepisem prawa albo wykonywanie umowy bez postanowienia, ewentualnie uchylenie umowy w całości, gdy bez nieważnego postanowienia umowa nie odzwierciedla pierwotnej woli stron. Sąd nie ma natomiast możliwości ukształtowania postanowienia zastępczego, które niejako wyprowadza z postanowienia nieważnego, argumentując, że skoro strony wprowadziły dane postanowienie, to znaczy, że chciały uregulować daną kwestię, a więc nieważne postanowienie należy zastąpić najbardziej zbliżonym (podobnym) postanowieniem, które nie jest nieważne. Jako przykład można podać właśnie stan faktyczny na jakim wyrokował błędnie Sąd Najwyższy – postanowienie mówiło, że pozwany bank jest uprawniony jednostronnie zmieniać wysokość oprocentowania kredytu w przypadku zaistnienia określonych przesłanek ekonomicznych. SN uznał, że to postanowienie jest niedozwolone w części w jakiej przyznaje bankowi prawo do zmiany kursu, a w pozostałym zakresie jest wiążące, ponieważ strony miały intencje wprowadzić możliwość zmiany wysokości oprocentowania w przypadku zaistnienia przesłanek ekonomicznych. SN pominął kwestię, że wolą stron objęte było przyznanie możliwości podejmowania decyzji kiedy i w jakim stopniu dokonywać zmiany wysokości oprocentowania kredytu, w szczególności jak duży wpływ zmiana danych ekonomicznych ma wywierać na zmianę oprocentowania. SN uznał, że kwestię tę w miejsce pozwanego banku ma rozstrzygnąć biegły sądowy. Faktycznie oznaczało to, że zmiana oprocentowania miała odbywać się na zasadzie zgodnej decyzji stron opartej na czynnikach obiektywnych. Skoro brak było zgody stron co do oceny czynników obiektywnych, to zaszła konieczność powołania biegłego, aby zadecydował co było zgodne z czynnikami obiektywnymi. W rezultacie w miejsce postanowienia mówiącego, że to bank ustala zmianę oprocentowania na podstawie czynników obiektywnych zostało ukształtowane postanowienie, że strony za porozumieniem ustalają zmianę oprocentowania na podstawie czynników obiektywnych. Oznacza to, że SN wykreował postanowienie umowne, które wcześniej nie istniało. W konsekwencji SN usankcjonował postanowienie umowne, które było skrajnie nieprzewidywalne dla konsumenta od samego początku trwania umowy do jej wygaśnięcia, ponieważ konsument przez cały czas trwania umowy nie dysponował wskaźnikiem, który decydował o zasadności zmiany wysokości oprocentowania, tak co do zasady, jak i wysokości. Przez cały okres 30 –tu lat trwania umowy kredytowej konsument z miesiąca na miesiąc musiałby żądać ustalania przez biegłego, nie tylko czy bank zasadnie podwyższył poziom oprocentowania, ale również czy w danym miesiącu nie zaistniały przesłanki do obniżenia oprocentowania, czego bank nie uczynił. Takie ukształtowanie treści stosunku prawnego przez sądy jest niedozwolone, gdyż w miejsce postanowienia uznanego za niedozwolone wprowadza nowe postanowienie, które nie wynika ani z umowy, ani z ustawy. SN słusznie wskazał, że uchylenie uprawnienia banku do zmiany wysokości oprocentowania nie musi od razu oznaczać, że całe postanowienie, lub cała umowa jest nieważna, jeżeli da się wykonywać umowę bez tego postanowienia. Jednakże nie może to prowadzić do konieczności ukształtowania nowego stosunku prawnego, choćby sprowadzało się do przyznania nowego uprawnienia drugiej stronie umowy. Zadziwiające, że nawet SN potrafi czasami popełniać takie błędy pod naciskiem lobby sektora bankowego.

O wadliwości takiego rozumowania przesądził również Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej w wyroku z dnia 3 października 2019 r. w sprawie C‑260/18 Dziubak p-ko Raiffeisen Bank International AG wskazując, że artykuł 6 ust. 1 dyrektywy 93/13 należy interpretować w ten sposób, że stoi on na przeszkodzie wypełnieniu luk w umowie, spowodowanych usunięciem z niej nieuczciwych warunków, które się w niej znajdowały, wyłącznie na podstawie przepisów krajowych o charakterze ogólnym, przewidujących, że skutki wyrażone w treści czynności prawnej są uzupełniane w szczególności przez skutki wynikające z zasad słuszności lub ustalonych zwyczajów, które nie stanowią przepisów dyspozytywnych lub przepisów mających zastosowanie, jeżeli strony umowy wyrażą na to zgodę.

Zdarza się również, że błędnie jest stawiany znak równości pomiędzy zawarciem umowy przez konsumenta a jego wpływem na treść umowy, wywodząc z tego, iż w takiej sytuacji nie można mówić o abuzywności postanowień umowy. Jest to oczywisty błąd, ponieważ zawsze dokonywana jest ocena abuzywności umów już zawartych, istniejących. W konsekwencji konsument występujący o uznanie klauzuli za niedozwoloną zawsze w momencie zawierania umowy ma choćby hipotetyczną możliwość zapoznania się z jej treścią. Znajomość treści postanowienia przez konsumenta w żaden sposób nie rzutuje na możliwość uznania postanowienia za niedozwolone. Co więcej, konsument może zawrzeć umowę z pełną świadomością tego, że zawiera ona klauzule abuzywne nie tracąc przy tym możliwości żądania postanowienia za abuzywne. Wynika to z konstrukcji roszczenia o uznanie klauzuli za niedozwoloną, które zakłada badanie, czy postanowienie umowne jest abuzywne w sensie obiektywnym, czyli dla przeciętnego wzorca konsumenta, a nie subiektywnym. Subiektywny stosunek konkretnego konsumenta do klauzuli nie odgrywa znaczenia.

Braku abuzywności nie można również wyprowadzać z faktu, że konsumenci mogli zapoznać się z treścią umowy – jest to bowiem normalny element procesu zawierania umowy i nie oznacza, że konsumenci mieli wpływ na jej treść.


Źródła:

[1] http://wiadomosci.dziennik.pl/opinie/artykuly/485286,jan-krzysztof-bielecki-o-kredytach-walutowych.html

[2] http://wpolityce.pl/polityka/270730-byly-szef-knf-obnaza-kredyty-we-frankach-na-masowa-skale-dochodzilo-do-swiadomego-wprowadzania-klienta-w-blad

[3] por. http://www.money.pl/banki/wiadomosci/artykul/ ranking;spreadozercow;sprawdz;ktory;bank;jest;najdrozszy,233,0,787433.html